Baba nad Maltą
Niedziela, 17 kwietnia 2011 | dodano:17.04.2011
Km: | 11.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:50 | km/h: | 13.68 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Rower: | Author Unica |
Witam wszystkich w ten piękny, słoneczny (ekh...), niedzielny poranek.
Obudziwszy się dość wcześnie rano, doszłam do wniosku, że pogoda nie jest najgorsza i można śmiało wybrać się na krótki wyjazd.
Ledwo wyruszyłam w trasę, zrozumiałam, że nie jestem jedyną osobą, która postanowiła dosiąść swego wierzchowca.
Minąwszy Plac Wolności, ruszyłam w kierunku Starego Rynku, gdzie skierowałam się w stronę Politechniki Poznańskiej. Z okazji Niedzieli Palmowej na Starym Rynku poustawiano różnorodne stragany (głównie z rzeczami własnego wyroby). Niestety, ludzi było jak na lekarstwo.
Później dojechawszy z bolącym tyłkiem (pozostałość po wczorajszej jeździe) nad Maltę, ujrzałam po drugiej stronie jeziora Maltankę (dla nie wtajemniczonych: taka mała kolejka, która kursuje między Maltą, a Nowym Zoo). Nie namyślając się długo, dodałam gazu. I tak oto baba oraz Maltanka szły łeb w łeb, dopóki to pociąg nie postanowił skręcić w lewo, znikając mi z oczu. Po chwili ujrzałam niewielki tłum nad jeziorem oraz kajakarzy, którzy najwyraźniej mieli zawody, ponieważ redaktor wykrzykiwał co chwila nazwiska oraz pozycje jakie zajmowali.
Dość szybko zleciało mi objechanie Malty. W drodze powrotnej musiałam jednak zatrzymać się przy tym drzewie i sfotografować swego wierzchowca na jego tle.
Jako, że wyjechałam na głodniaka, po dotarciu do domu przygotowałam sobie istne "śniadanie mistrzów". Miłej niedzieli!
Obudziwszy się dość wcześnie rano, doszłam do wniosku, że pogoda nie jest najgorsza i można śmiało wybrać się na krótki wyjazd.
Ledwo wyruszyłam w trasę, zrozumiałam, że nie jestem jedyną osobą, która postanowiła dosiąść swego wierzchowca.
Minąwszy Plac Wolności, ruszyłam w kierunku Starego Rynku, gdzie skierowałam się w stronę Politechniki Poznańskiej. Z okazji Niedzieli Palmowej na Starym Rynku poustawiano różnorodne stragany (głównie z rzeczami własnego wyroby). Niestety, ludzi było jak na lekarstwo.
Później dojechawszy z bolącym tyłkiem (pozostałość po wczorajszej jeździe) nad Maltę, ujrzałam po drugiej stronie jeziora Maltankę (dla nie wtajemniczonych: taka mała kolejka, która kursuje między Maltą, a Nowym Zoo). Nie namyślając się długo, dodałam gazu. I tak oto baba oraz Maltanka szły łeb w łeb, dopóki to pociąg nie postanowił skręcić w lewo, znikając mi z oczu. Po chwili ujrzałam niewielki tłum nad jeziorem oraz kajakarzy, którzy najwyraźniej mieli zawody, ponieważ redaktor wykrzykiwał co chwila nazwiska oraz pozycje jakie zajmowali.
Dość szybko zleciało mi objechanie Malty. W drodze powrotnej musiałam jednak zatrzymać się przy tym drzewie i sfotografować swego wierzchowca na jego tle.
Jako, że wyjechałam na głodniaka, po dotarciu do domu przygotowałam sobie istne "śniadanie mistrzów". Miłej niedzieli!
komentarze
Dobrze, że pojechałaś od rana, bo po południu w niedziele nad Maltą jest mnóstwo osób.
kamilzeswaja - 17:00 wtorek, 19 kwietnia 2011 | linkuj
Twój wierzchowiec pięknie prezentuje się na tle kwitnącego drzewa :)
rowerzystka - 14:19 niedziela, 17 kwietnia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!